Teksty Darmowe Przytulasy
Chryzantemy
Co się stało, to się stało
Przygniotło, połamało
I spadło jak grom z nieba
Trudno, dalej żyć trzeba
W skali kosmosu to
Kruszynka, takie pstro
A w mojej galaktyce
To jest moje życie
Nie na marne i nie na darmo
Z tego złego w stronę dobrego
Dowaliło, do ściany przyparło
Ile da się przekuć z tego
Posadzę najpiękniejsze chryzantemy purpurowe przeciw chwastom
I będą błyszczeć sobie i rozświetlać przestrzeń tam, gdzie wszystko zgasło
Bo tu nic nie można zrobić
Muszę się z tym pogodzić
Gdy nie da się naprawić
Nie dźwigać, a zostawić
Łezka wylewa się
To nie wstyd, to nie źle
Lecz psikus zrobię z tego
Coś pozytywnego
Nie na marne i nie na darmo
Z tego złego w stronę dobrego
Dowaliło, do ściany przyparło
Ile da się przekuć z tego
Posadzę najpiękniejsze chryzantemy purpurowe przeciw chwastom
I będą błyszczeć sobie i rozświetlać przestrzeń tam, gdzie wszystko zgasło
I będą trwalsze od najgorszej zimy, ocieplone serduszkami sklejonymi
Chryzantemy mrozoodporne
Przezwyciężą najcięższą zimę
I tym trwalsze, bo wyrośnięte
Na przekutej glebie zmarzniętej
Nie na marne i nie na darmo
Nie przypadkiem, nie bez przyczyny
Choć zabrało, coś nam to dało
Serce stopi śniegi tej zimy
Marchewka w rozowej marmoladzie
Mimo, że są prognozy złe, będzie grad i deszcz, idę w zaparte
To jest tak, że nie ważne, wiem, nie opłaca się, a jednak warto
Nie ma we mnie ani jednej kropli krwi, która w to wątpi
Nie ma takiej mocy, bym się poddał i w to wszystko zwątpił
Idę przed siebie
Gdzie zajdę nie wiem
To, co jest ważne
Do przodu i odważnie
Idę pomimo
Braku pogody
I się nie ścigam
Bo to nie są zawody
Idę choć mówią
Co to ma znaczyć?
Na co to? Po co?
Szkoda czasu tłumaczyć
Idę i nucę
Nutki pod nosem
Wartość to błoga
Cieszy mnie sama droga
Bo, to jest to, to jest to, to jest to
Mimo, że są prognozy złe, będzie grad i deszcz, idę w zaparte
To jest tak, że nie ważne, wiem, nie opłaca się, a jednak warto
Idę i mijam
Och góry złote
Co tam, nie trzeba
Fajnie w kałuży, błocie
Idę i ryjek
Ryjek się cieszo
Gdy widzę, w mordę
Wszystko przeszedłem pieszo
Bo, to jest to, to jest to, to jest to
Mimo, że są prognozy złe, będzie grad i deszcz, idę w zaparte
To jest tak, że nie ważne, wiem, nie opłaca się, a jednak warto
Nie ma we mnie ani jednej kropli krwi, która w to wątpi
Nie ma takiej mocy, bym się poddał i w to wszystko zwątpił
Nie żałuję tej wędrówki
Były śmiechy, były smutki
Dobrze, że to wszystko było
Ile mnie to nauczyło
Wolnym ptakiem być – z całej siły żyć
Fajnie, dziwnie, dla zasady
Jednorożce z czekolady
Czuję się jak marchewka, Karwa
Marchewka w różowej marmoladzie
Wśród kalafiorów to dziwny jest gość
Marchewka w różowej marmoladzie
W gardle gastronomów staję niczym ość
Ciągle idę, ciągle w drodze
Ciągle mam te siły w nodze
I nie zbrzydło mi nic z tego
Ciągle przecież coś nowego
Wolnym ptakiem być – z całej siły żyć
Fajnie, dziwnie, dla zasady
Jednorożce z czekolady
Czuję się jak marchewka, Karwa
Marchewka w różowej marmoladzie
Wśród kalafiorów to dziwny jest gość
Marchewka w różowej marmoladzie
W gardle gastronomów staję niczym ość
Marchewka w różowej marmoladzie
Łydki ma grube, ale silne są też
Marchewka w różowej marmoladzie
Idzie do przodu co tam wicher, co tam deszcz
Zimne ognie
Rodzimy się, rośniemy
Na starość szlag nas trafi
A jest meduza, która
Umierać nie potrafi
Są prawa i zasady
Które zna każdy szczylu
A taki ptak koliber
Może latać do tyłu
Jeśli chcesz dziecko Zocha
To znajdź ty sobie chłopa
Lecz samica warana
Zapładnia siebie sama
Każdy chłop ma jednego
Narzeka, że za krótki
A kangur pręży ciało
Bo ma on aż dwa fiutki
Palą się zimne ognie, jak to jest możliwe?
Przecież są zimne, wszystko jest możliwe
Jak widać można, no i co? I się nie dziwię
Tak jak podejrzewałem, wszystko jest możliwe
I po co się tak spieszyć?
I gubić w pędzie świata?
Gdy ślimak może pospać
A nawet ze trzy lata
Serce czy rozum mili?
Kto wie, niech mi odpowie
Krewetka nie wybiera
Bo serce ma w swej głowie
Czy kozak jest co pawia
Nie puszcza gdy się struje
A koń i królik przecież
Nigdy nie wymiotuje
Rysiek śpiewał, że w życiu
Są piękne tylko chwile
A orgazm takiej świni
Trwa nawet pół godziny
Palą się zimne ognie, jak to jest możliwe?
Przecież są zimne, wszystko jest możliwe
Jak widać można, no i co? I się nie dziwię
Tak jak podejrzewałem, wszystko jest możliwe
Rodzimy się, rośniemy
Na starość szlag nas trafi
A jest meduza, która
Umierać nie potrafi
Slimak
Idzie ślimak dróżką w lesie
Domek swój na grzbiecie niesie
A tu nagle wielki Psuj
Taki pospolity chuj
Co tak wolno ślimię co?
Co tak pełzasz, aleś mały, ho ho
Tam, gdzie ślimię dotrzeć chcesz
Tam ja zaraz będę, czy ty to wiesz?
Jebać, jebać, jebać, jebać
A ślimak brzuchonogiem, mięczakiem jest, ale jebać to, ma fajne rogi, tatuaże
Trzydzieści trzy dni szedł i pokonał metr, a gdzie zajdzie to, poczekaj, jeszcze się okaże
Idzie ślimak łąką polną
Patrzy Psuj na twarz piarbolnął
A tak sadził się ten leszcz
Teraz sobie Psuju leż
Takie wielkie buty miał
Tak się ze ślimaczka naszego śmiał
Taki przekonany był
Aż się mordą w ziemię z impetem wrył
A ślimak brzuchonogiem, mięczakiem jest, ale jebać to, ma fajne rogi, tatuaże
Trzydzieści trzy dni szedł i pokonał metr, a gdzie zajdzie to, poczekaj, jeszcze się okaże
To prawda, że tam w środku mięciutki jest, ale jebać to, ma muszlę w kosmos wyjebaną
I psuja chuja minie, co sadził się, co on krzyczy co?, znowu się pysk mu zalał pianą
Kiedy następnym razem spotkasz takiego Psuja-Chuja na swej drodze, to po prostu go zignoruj. Udawaj, że w ogóle nie słyszysz co on do ciebie mówi. Rób dalej swoje i trzymaj się swoich radosnych myśli. Hurra, świetna rada, pycha, bardzo dobra rada wujku.
Kopciuszek
Co, że z niego obdartuszek?
Niepozorny ten Kopciuszek
Baby oczom nie wierzyły
Ależ one zazdrościły
Wyniosłe, chamskie baby wypindrzyły się
Śmieją się z kocmołucha, że jest gorszy be
To pałacowe damy, kopciuch do lepianki
Napompowane pudrem dumne są, że hej
A ona chodzi bosa
I nie zadziera nosa
Z pokorą robi swoje
I nie prowadzi wojen
A los jej nie pozwoli
Tym chamom się zniewolić
Bo będzie jej spełnieniem
Spotkać się z przeznaczeniem
Zmywaj gary podłogi
Lep Lep ruskie pierogi
Sprzątaj kuchnię łazienkę
Nie, nie, nie
Ona, śliczną suknię ma, będzie huczny bal, do widzenia
Ona, harowała tak, teraz wolne ma, od zmęczenia
Ona, swą karocą gna, a we włosach wiatr, do pałacu
Ona, będzie tańczyć, pić, aby rankiem wstać, wstać na kacu
Może tak być
Zobaczył ją, dotknął, poczuł jej woń
I rozpoznał, że jest szczera, niekłamliwa
Zobaczył że, sztuczne uśmieszki be
I zakochał się w niej, ona jest prawdziwa
Wyniosłe, chamskie baby chciały schować ją
Nie mogły w to uwierzyć, że ją zechciał on
Takiego kocmoucha, brzydka, no i głupia
Babsztyle piękne i jakże inteligentne
A jej biją pokłony
Gdy wchodzi na salony
Gul skoczy tym z zazdrości
Pewnym swojej wyższości
Gdy baby zobaczyły
Jak bardzo się myliły
To wiecie co zrobiły
Wszystkiemu zaprzeczyły
Zmywaj gary podłogi
Lep Lep ruskie pierogi
Sprzątaj kuchnię łazienkę
Nie, nie, nie
Ona, śliczną suknię ma, będzie huczny bal, do widzenia
Ona, harowała tak, teraz wolne ma, od zmęczenia
Ona, pędzi ile sił, a we włosach wiatr, powodzenia
Ona, pewna siebie jest, spełni się jej sen, przeznaczenia
Tak miało być
Zobaczył ją, dotknął, poczuł jej woń
I rozpoznał, że jest szczera, niekłamliwa
Zobaczył, że sztuczne uśmieszki be
I zakochał się w niej, ona jest prawdziwa
A baby tylko knują
Jak tu wyjść z tego z twarzą
Powiedzą, księciu debil
Zadaje się z pokraką
A niech se tańczą, bawią
Kłuje to strasznie baby
One są poważniejsze
Nie w głowie im zabawy
Łoooohooo łoohohoł ułohoł
Łoooohooo łoohohoł ułohohohoł
Ona, wzięła z życia to, czego nie mógł nikt, jej pozbawić
Ona, zasługuje, ma, niech zazdroszczą jej, chamskie baby
Ona, uwolniła się, jej należy się, bądź szczęśliwa
Ona, miała słaby start, ale jakże jest, piękny finał
Fajne to jest
Wszyscy jestesmy pijakami
Wyszedł z Baru Janusz pany
Krokiem pewnym, lecz zachwianym
W głowie kręci mu się błogo
Idzie trawą, idzie drogą
Upadł w krzaki po raz pierwszy
Twarzą zarył, spłoszył świerszcze
Zniosło go na prostej drodze
Podciął się na swojej nodze
Wyszedł z Baru Janusz pany
Wyszedł miły , oj
Na-je-ba-ny
Niech go matka w swej miłości chowa
Miał już nie pić, a pije od nowa, wstawaj
Niech go nie potępia lud oczami
Wszyscy jesteśmy pijakami, wstawaj
Koledzy mu pomagają
Z krzaków znowu wyciągają
Na rower go nie posadzisz
Niech cię rower poprowadzi
Łap się tu za kierownicę
I nie wyjeb na ulicy
Już na boki, już tam leci
Się wyjebał po raz trzeci
Wyszedł z Baru Janusz pany
Wyszedł miły, oj
Na-je-ba-ny
Niech go matka w swej miłości chowa
Miał już nie pić, a pije od nowa, wstawaj
Niech go nie potępia lud oczami
Wszyscy jesteśmy pijakami, wstawaj
Już tak blisko jest do domu
Ale wstyd, nie mów nikomu
Tu sąsiadka wyszła z pieskiem
Tam kolega w oknie z dzieckiem
Ale siara, co poradzić?
Jak tak można się prowadzić
Klucze z kieszeń wygramolił
I na schodach się wypiarbolił
Wypiarbolił Karwa
Wypiarbolił się
Przed klatką się
Niech go matka w swej miłości chowa
Miał już nie pić, a pije od nowa, wstawaj
Niech go nie potępia lud oczami
Wszyscy jesteśmy pijakami, wstawaj
Mrowki (w kupie sila)
Pomożemy ci
Otworzymy drzwi
Czy ty wiesz ile życzliwych ludzi wokół jest?
Nie denerwuj się (karwa)
Nie przeklinaj się (karwa)
Mrówki wiedzą to od dawna w kupie siła jest
Wypuść czarną chmurę
Pokaż gdzie masz dziurę
Gdy ręce za krótkie
Mrówka woła mrówkę
Nie ma, nie ma, żeś ty sam
Nie wierz w te bzdury, to jest kłam
Nie bój, nie bój, głupio ci
Nie dźwigniesz sam, pomożemy ci
Co się stało się?
To załatwi się
Jaki to jest problem? Żaden. Było, nie ma, jest
Nie denerwuj się (karwa)
Nie przeklinaj się (karwa)
Mrówki zawsze to wiedziały, w kupie siła jest
Kiedy spotka bieda
Pokaż czego trzeba
Gdy ręce za krótkie
Mrówka woła mrówkę
Nie ma, nie ma, żeś ty sam
Nie wierz w te bzdury, to jest kłam
Nie bój, nie bój, głupio ci
Nie dźwigniesz sam pomożemy ci
Andrzeju wyjmuj grabie i łopatę
By pomóc kopać wielki dół
Ludzie jak mrówki, zbiorą się do kupy
Zakopią, sprzątną cały ten gnój
Nie ma, nie ma, żeś ty sam
Nie wierz w te bzdury, to jest kłam
Nie bój, nie bój, głupio ci
Nie dźwigniesz sam to pomożemy ci
Andrzeju wyjmuj grabie i łopatę
By pomóc kopać wielki dół
Ludzie jak mrówki, zbiorą się do kupy
Zakopią, sprzątną cały ten gnój
Są jeszcze takie cuda na tym świecie
Gdy mrówki w kupie połączą się
A siły większej nigdzie nie znajdziecie
Ona jest wasza, korzystajcie
Darmowe przytulasy
Chodzą ludzie, jacy mili
Wannę ciągną po ulicy, chętnych by umyli
Uskrzydleni, wolni duchem
Wszystkie troski i zmartwienia przydeptali butem
Przepraszam, nie znamy się
Tul misia, bo miły jest
Darmowy przytulas weź
Bez pytań, bez tłumaczenia
Darmowy przytulas bierz
To są ludzie, tacy mili
Gdy się ktoś przewrócił, to go zaraz podnosili
Rozśpiewani i radośni
Kiedy chcieli ich uciszyć byli jeszcze głośniej
Przepraszam, nie znamy się
Tul misia, bo miły jest
Darmowy przytulas weź
Bez pytań, bez tłumaczenia
Darmowy przytulas bierz
Tul
Misia
Tul
Przepraszam, nie znamy się
Tul misia, bo miły jest
Darmowy przytulas weź
Bez pytań, bez tłumaczenia
Darmowy przytulas bierz
Przepraszam nie znamy się
Przepraszam nie znamy się
Przepraszam nie znamy się
Darmowy przytulas bierz
Buziaczka, tulaska
Gdybym zmienił w tobie
Chociaż jedną rzecz
To by pewnie reszta
Zmieniła się też
Wolę się już zgodzić
By ci było lżej
A nie cisnąć, żeby
Było ciebie mniej
Pokochałem ciebie
Zawsze byłaś sobą
Po co teraz zmieniać
Byś nie była tobą
Możesz chrapać w nocy
I zabierać kocyk
Jaki to jest problem?
Żaden przecież problem jest
Nie-zmie-niaj-się
Buziaczka, tulaska, ty cholero nie chcesz
Nienawidzę kocham ciebie taką jaka jesteś
Daj się pocałować, gdzie się znowu chowasz?
Ja z jęzorem wywalonym, co się nie podoba?
Gdyby tak pozbawić
Ciebie chociaż krzty
By się okazało
Że to już nie ty
Wszystko na tym świecie
Przychodzi w pakiecie
Wszystko połączone
Nieodłączne przecież
Gdybym miał cię stworzyć
Wybrać wszystkie cechy
To bym pewnie wybrał
Jakieś takie bzdety
By to nie działało
Byłoby za mało
Nie da się skopiować
Takaś wyjątkowa
Buziaczka, tulaska, ty cholero nie chcesz
Ja tak ciebie kocham, a ty taka dla mnie jesteś
Daj się pocałować, gdzie się znowu chowasz?
Ja z jęzorem wywalonym, no co jest?